8.09.2016

III



Zagracony gabinet Silasa Crowleya stanowił swojego rodzaju legendę w całym Departamencie Finansowym. Wiszące na ścianach wypchane drapieżne ptaki, ciemny kolor ścian i ogólna atmosfera sekretnego grobowca hrabiego Draculi przysporzyła mu reputacji jeszcze barwniejszej, niż ta wynikła z jego podłego charakteru. Niektórzy twierdzili, że Silas nigdy nie wychodził z biura i bezczelnie nocował w pracy, a inni, że w czeluściach największego stosu papierów w kącie czają się zwłoki byłych dziewczyn oraz mapy do zaginionej biblioteki Aleksandrii. Tak czy inaczej, Silas paskudnym bałaganiarzem był, a jego nieprzeciętnie bladej cerze wcale nie pomagał fakt, że przesiadywał przy wiecznie zasłoniętych oknach. Dość stwierdzić, że księgowi zwykle nie przepadali za wzywaniem na dywanik, ale nawet goście, którzy pojawili się tam z własnej woli szybko przypominali sobie dlaczego nie wpadali częściej i zaraz szukali pretekstu do ucieczki. Draco Malfoy na ten przykład czuł się tu raczej nieswojo, choć wcale nie zdziwił go fakt, że jego towarzysz idealnie wpasował się w klimat.
— Malfoy? – Silas, jeszcze zanim oderwał się od podpisywania faktur, natychmiast rozpoznał tę wodę kolońską. Jak na człowieka, który większość życia spędzał w zaduchu i półmroku, posiadał zaskakująco wyczulony węch. 
— I… — Tu z jego ust wyrwało się przekleństwo, bo pomimo faktu, że siedział przy zapalonych światłach już o czwartej po południu, w mdłym świetle żarówek dało się bezbłędnie rozpoznać tę nieprzeciętną fizjonomię, przerażający wzrok… Nie wspominając już o tym nieszczęsnym nosie.
— Tak, tak. — Draco rzucił niedbale skórzane rękawiczki na zagracony blat i opadł na biurowe krzesło, okręcając z impetem dookoła. — Przecież on nie żyje, ale jednak, o Merlinie, bla. A teraz przejdźmy do konkretów. — Rozpiął designerski płaszcz i uśmiechnął się z wyższością pokerzysty, który trzyma w dłoni fula. — Przyszedłem po tę przysługę, którą mi obiecałeś.
— Ja obiecałem? — Silas skrzywił się cynicznie i spokojnie schował faktury do przepełnionej już szuflady.
Jak wiadomo, Ślizgon ze Ślizgonem dobija targu więcej niż okrężną drogą, a że każda ze stron nie chce pozostać tą stratną i będzie dążyła do celu równie… delikatnie rzecz ujmując sprytnym sposobem, Snape uznał, że nieco to potrwa i lepiej będzie się czymś zająć w tak zwanym międzyczasie. Zaczął rozglądać się po gabinecie z wyrazem twarzy zdecydowanie mniej zdegustowanym niż zwykle, co Draco powinien był uznać za pierwszą oznakę nieprawidłowości w strukturze wszechświata, ale niestety kompletnie zignorował.
— Ty chyba nie mówisz poważnie, Malfoy. — Silas zsunął na czubek nosa prostokątne okulary w czarnych oprawkach, jak gdyby w obawie, że rzecz służąca do poprawy jego wzroku działa całkowicie wbrew swojemu przeznaczeniu. Obserwował czujnie Severusa, zupełnie jakby się spodziewał, że ten jest tylko podejrzaną halucynacją. 
— I jak to się w ogóle stało? — Machnął kościstą dłonią w stronę mistrza eliksirów. — Chowałeś go przez dziesięć lat w piwnicy na wino, czy jak? 
— Żeby dobrze dojrzał? — Draco wysunął z pogardą żuchwę. — W życiu nie wpuściłbym go tam, gdzie trzymam alkohol, nie bądź śmieszny.
Snape prychnął z pogardą, ale nie powiedział nic więcej.
— To naprawdę ty? — Silas wyglądał jakby zamierzał do niego podejść, ale zaraz potem zmienił zdanie.
Niewzruszony tym były Śmierciożerca nadal stał pod ścianą niczym ponura część wystroju.
— Chyba nie sądzisz, że przeszedłem się po kraju dla rozrywki i znalazłem sobie sobowtóra. — Draco wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szarej marynarki elegancką papierośnicę z wygrawerowanym smokiem.
— No, może nie przeszedłeś… — Crowley nagle odzyskał rezon i przywołał na twarz swój zwykły, obojętny wyraz. — … ale wersja z prywatnym kierowcą i mercedesem jest już mniej nieprawdopodobna.
— Bez przesady. — Snape postanowił się nagle wtrącić, oderwawszy się od wnikliwego studiowania wiszącej na ścianie mapy Londynu z 1888 roku.
Na dźwięk jego głosu Silas aż się wzdrygnął. Jeśli wcześniej miał jakieś wątpliwości, teraz wyzbył się ich kompletnie. Severus Snape być może był do podrobienia, ale ten ton i głos, podszyty żółcią i złośliwością wypracowaną przez lata życia w oparach absurdu Dumbledore’a, już nie.
— Tak, tak, cudem uniknąłem rychłej śmierci, a kiedy już myślałeś, że się mnie pozbyłeś…Oto jestem. — Severus zbliżył się do biurka bez pośpiechu i obnażył pożółkłe nikotyną zęby w uśmiechu ulicznej bestii, która właśnie wychyliła się z brudnego zaułka. — Witaj ponownie, Crowley. A teraz pokaż no ten wasz portal.
— Co! — Silas aż się odsunął pod okno, do tego razem z fotelem.
— Myślałem, że ustaliliśmy już, że gadanie zostawiasz mnie — wycedził ze zniecierpliwieniem Draco, zapalając papierosa.
— Nie mamy całego dnia — odgryzł się Snape, gdy tymczasem Silas obliczał swoje szanse przeciwko najzdolniejszemu legilimencie zaraz po Czarnym Panu.
— Nie wiem o czym-… 
Najwidoczniej się przeliczył. Severus oparł się dłońmi o blat biurka i nachylił do niego.
— Zapewniam, moje zdanie o poziomie twojego intelektu już i tak jest wystarczająco złe i raczej nie da się go pogorszyć, niemniej jednak widzę, że usilnie chcesz próbować i zastanawiam się… czy to aby na pewno rozsądne.
Draco zapadł się w krzesło i wymamrotał pod nosem coś o powtarzaniu tych samych zagrywek na Puchonach. Miał do siebie pretensje. Powinien był się domyślić, że pakuje się w niezłe bagno. Gdy tylko trybiki pod tą tłustowłosą kopułą zaczęły się obracać, a teoria o portalach powoli klarować, trzeba go było wystawić za drzwi, a nie się mieszać w paranormalną aferę. Już i tak miał stanowczo za wiele roboty na głowie, żeby jeszcze pchać się w metafizyczne problemy wujaszka Severusa. Niestety, jak zwykle skusił go rozgłos i możliwość bezczelnego wbicia kogoś w fotel.
— Więc. — Zacisnął palce na niedopałku, który zniknął gdy tylko je rozprostował. — Sever wpadł z wizytą…
— Przepraszam, Sever? — Silas parsknął złośliwym śmiechem. Snape natychmiast skarcił chrześniaka spojrzeniem, z czego ten niewiele sobie robił.
— Tak — wycedził. — I od słowa do słowa wpadł na pomysł, że przydałby mu się ten twój portal, nie wnikajmy w szczegóły, a ja wielkodusznie uznałem, że wykorzystam przysługę, którą mi wisisz-…
— To dlatego się tak odstawiłeś? — Crowley położył jedną nogę na biurku, krzywiąc się złośliwie w stronę mugolskiej koszuli i spodni, które miał na sobie mistrz eliksirów. Choć nawet nieźle na nim leżały, to z pewnością do niego nie pasowały. — Ach, Snape, ty flirciarzu. Specjalnie dla mnie…
— Nie bądź bezczelny. 
— Widzisz? Ludzie zauważają takie rzeczy — napuszył się Draco. — Mówiłem, że interesów nie dobija się w szlafroku.
— W twoim na pewno dobiłbym paru interesujących — odgryzł się Snape, a zaraz potem wbił wzrok w Silasa. Niestety, zebranie trzech Ślizgonów w pokoju zwykle skutkuje tym, że żaden z nich nie do końca dostaje to, po co przyszedł.
— Snape, bez urazy, ale trzeba było zostać w tej norze, w której do tej pory się ukrywałeś.  — Crowley nagle odzyskał rezon, dopiął poły czarnej marynarki, która, co ocenił zaraz Draco, jak na takiego niechluja była zaskakująco droga i nieskazitelnie czysta, zupełnie jak reszta garnituru. — Nie wiem z jakiej mrocznej bajki się urwaliście, nie wiem też nic o żadnym portalu, a nawet gdybym wiedział… — Posłał im kolejny wredny grymas. — To na pewno nie powiedziałbym o tym ściganemu przestępcy. 
— Jestem ścigany? — Snape zwrócił się do Malfoya, który przewrócił oczami i zabrał swoje rękawiczki z biurka.
— Detale — odparł, podnosząc się z krzesła.
— Po wojnie zostałeś uznany za zmarłego, ale skoro Potter najwyraźniej się mylił-… 
— Potter! — prychnął Snape. — A co on ma do tego?
— Potter ma wszystko do tego — zapewnił go Silas. — Nie słyszałeś, że jest praktycznie nową koronowaną głową magicznego świata? — Wyszczerzył krzywe zęby. Ten szczególnie paskudny uśmiech jeszcze bardziej podkreślał, jak wychudła była jego twarz.
Severus rzucił Draconowi pytające spojrzenie, które on skwitował jedynie ironicznym salutem w stronę Crowleya. Ten podszedł do drzwi i wskazał im je ostentacyjnie, dając do zrozumienia, że nie pragnie niczego bardziej od ich rychłego usunięcia się z gabinetu.
— Draco, wpadaj częściej. Severusie, stary druhu, nie omieszkaj wysłać mi pocztówki z Azkabanu.
Snape wręcz epatował już teraz aurą czystej pogardy.
— Umieram wręcz z ciekawości, co Wizengamot miał do powiedzenia na twój temat.
— Wierzę, że słyszałeś coś o pewnej klątwie zwanej Imperiusem? — Silas spojrzał niewinnie na swoje paznokcie.
Gdy tylko Snape zatrzasnął za sobą drzwi gabinetu, natychmiast pożałował, że nie miał na sobie szaty zdolnej łopotać tak złowieszczo, jak wymagała tego chwila.
— Bezczelny złamas. 
— No, no. Bardzo pedagogiczne słownictwo, Sever.
— Zamknij się. — Zatrzymał się na chwilę i zmierzył Draco zimnym spojrzeniem. — Jeżeli mam iść na dno, niech będzie pewny, że pociągnę go za sobą. Wszystkich tych dupków mógłbym pociągnąć!
Szli chwilę w milczeniu, ale zanim Draco zdążył się nim nacieszyć, Severus znów je przerwał:
— Nie wierzę, że przez dziesięć lat nie kiwnąłeś palcem, by oczyścić moje dobre imię.
— Myśl co chcesz. — Na samą myśl o papierologii i biurokracji, jakiej doświadczył podczas ostatniej próby zabrania się za sprawę DE079011/25, czy też inaczej zwany „Wizengamot versus Severus Snape“, Draco aż się wzdrygnął. „Dobre imię“! Myślałby kto.
— Tak naprawdę nie musiałem niczego czyścić — podjął temat, gdy skręcili w kolejny kręty zaułek i wyszli z Departamentu Finansowego, teraz kierując się pustym korytarzem w stronę wind. 
— Jak to?
— Ktoś inny zajął się tym o wiele sprawniej ode mnie. — Tu Malfoy chwilę się zawahał. — Oczywiście jeżeli jeszcze kiedyś wrócimy do tematu, zaprzeczę, że kiedykolwiek to powiedziałem, ale zaufaj mi, twoje… „dobre imię“ pozostawiłem w nieoczekiwanie kompetentnych rękach. 
W momencie gdy nacisnął guzik, a Severus już otwierał usta, by zadać kluczowe w tej sytuacji pytanie, za ich plecami rozległ się zdecydowany rozkaz:
— Stać! 
Draco zawarczał, ale wiedziony instynktem zaraz się odwrócił, a na jego twarzy, w miejsce początkowego zaskoczenia, wstąpiło zniecierpliwienie w najczystszej postaci. Tuż przed nimi stał Chłopiec Który Przeżył — we własnej, dużo doroślejszej niż Severus pamiętał, osobie. Za jego plecami, w dwóch rzędach, ustawił się imponujący zastęp aurorów uzbrojonych w różdżki i gotowych do ataku. Silas musiał ich wsypać. Podczas gdy Malfoy zastanawiał się od czego zacząć przemowę na temat jawnej zniewagi, mistrz eliksirów przyznał w duchu, że ta nadzwyczajna prezentacja sił zbrojnych bardzo mu schlebiała. Potter najwidoczniej sądził, że nie da się wziąć żywcem — i miał absolutną rację. Malfoy, jak można się było spodziewać, nie podzielał tego entuzjazmu:
— Musiałeś, Potter. — Uznawszy, że skoro Cudowny Chłopiec i zbawca magicznego świata przybył tu z całą swoją świtą i prawdopodobnie nie uda im się stąd wydostać w najbliższym czasie, Draco zaczął ze zniecierpliwieniem szukać papierosów. — Po prostu nie mogłeś sobie darować wielkiego wejścia. Nie, nie mogłeś, oczywiście, że nie, ty skończona drama queen!
Snape wyprostował się odruchowo i podczas gdy Draco unosił ze zniecierpliwieniem brwi i całym sobą przedstawiał minę idealnie obrazującą jego prawnicze alter ego („Chętnie posłucham o wszystkich twoich życiowych porażkach, w myślach kalkulując już obszerny rachunek“), Harry całą swoją uwagę skupiał na byłym Śmierciożercy, którego nikt nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek ujrzeć. Gdy Severus omiótł wzrokiem zastęp aurorów w oficjalnym fioletowym umundurowaniu, szybko się zorientował, że być może nie stanowiliby dla niego zagrożenia, gdyby tylko miał przy sobie swoją różdżkę. Znając jego kulawe szczęście, Potter prawdopodobnie gwizdnął ją z Wrzeszczącej Chaty i zamknął w Tower.
Severus zrobił krok w stronę aurorów, a oni się cofnęli, choć żaden nawet nie odważył się zaatakować. Snape, widząc, że wciąż wzbudza jaki-taki respekt, uśmiechnął się z satysfakcją i byłby tak się z nimi droczył jeszcze chwilę, gdyby Harry w końcu nie przemówił:
— Severusie, proszę. 
— O co prosisz, Potter? — Postąpił jeszcze krok naprzód, mierząc aurorów spojrzeniem zarezerwowanym tylko dla najniższych form życia i wybitnie irytujących Gryfonów. 
— Zawsze byłeś człowiekiem do bólu rozsądnym… — Harry nie dał się wyprowadzić z równowagi, czego nie można powiedzieć o jego „armii“.
— Polemizowałbym, Potter. — Snape wyprostował się dumnie i splótł ręce za plecami.
— Ty mi tu z taką pompatyczną gadką nie zaczynaj! — Draco aż się nadął, zniecierpliwiony tą demonstracją sił. Lada chwila będą obszczywać terytorium! — Jakim w ogóle prawem-…!
— Mam nakaz aresztowania, Draco.
— A to bardzo ciekawe. — Malfoy, nic sobie nie robiąc z postawionych w gotowości aurorów i jednego reprezentanta Wizengamotu, poluzował krawat i demonstracyjnie przesunął Snape’a na bok, ruszając w stronę Pottera z papierosem wyciągniętym przed siebie niczym broń.
— Chciałbym usłyszeć te twoje rzekome zarzuty przeciwko mojemu klientowi — syknął, stojąc już teraz tak blisko, że od jego oddechu Harry’emu zaparowały okulary.
Najmłodszy szef Departamentu Aurorskiego w historii nic sobie z tego nie zrobił, uśmiechnął się tylko przyjaźnie, co prawnika jeszcze bardziej wytrąciło z równowagi.
— Nie pamiętam, żebym cię zatrudniał — burknął tymczasem Snape, na co Draco odwrócił się błyskawicznie i zmroził go spojrzeniem.
— Nie wtrącaj się, Sever.
— Naprawdę chcesz usłyszeć wszystkie zarzuty? — przerwał mu Harry, pozostając oazą spokoju.
— O ile jakiekolwiek istnieją, w co głęboko, kurwa, wątpię. — Malfoy cedził każde słowo, spodziewając się, że dawny szkolny wróg da mu się zastraszyć.
Potter sapnął ciężko i kiwnął głową przedstawicielowi Wizengamotu. Ten odchrząknął teatralnie, zaczerpnął dramatycznie tchu i rozwinął trzymany w dłoniach zacnych rozmiarów zwój pergaminu, którego koniec z szelestem sięgnął podłogi.
— A. — Mina Malfoya nieco zrzedła. — No chyba że tak…

***

Septimie Vector zdarzyło się w swoim czasie wierzyć w wiele rzeczy. Na początku był  potwór pod łóżkiem, potem obietnice ojca, miłość, wierność, posłuszeństwo, formułka „już na zawsze“ oraz przelotna faza zafascynowania wschodnią filozofią zen. Wszystko to jakoś się skończyło, rozmyło i zostało zastąpione płomiennym romansem z numerologią, algebrą, astronomią, słowem — wszystkim, co dało się zmierzyć, zważyć i zobaczyć. Tylko to dawało jej względne poczucie bezpieczeństwa. Niekiedy wracała myślami do dawnych czasów, chociaż zawsze robiła to nieświadomie i zaraz potem starała z powrotem skupić na tym, co tu i teraz. Nie była tchórzem, ale miała na tyle rozwinięty rozsądek, by wiedzieć, że w niektóre miejsca po prostu nie należy się zapuszczać.
Teraz towarzysząca jej przez większość dorosłego życia zimna logika na chwilę odeszła na dalszy plan. Gdy w tajemnicy przed Minerwą złamała zaklęcia ciążące na zamkniętej klasie eliksirów i na powrót stanęła przed tajemniczym portalem, przed jej oczami przemknęły nieskończone możliwości. Światło bijące z międzygalaktycznej mgły i burząca się wewnątrz czasoprzestrzeń była niemal kojąca. Wiedziała, że jeśli odważy się na niewyobrażalne, może się z nią stać dosłownie wszystko. Portale to nieprzewidywalne, mityczne zjawiska, a ten, według jej najlepszej wiedzy, był pierwszym, który pojawił się na Ziemi od wieków. Co się stanie jeśli przez niego przejdzie? Wypadki towarzyszące niewprawnym czarodziejom przy teleportacji pewnie byłyby przy tym niczym. Z drugiej jednak strony… Czy czekało tu na nią coś więcej? Kiedy nadarzy się druga taka okazja?
Ostrożnie wyciągnęła rękę i dotknęła świetlistej mgły wydobywającej się z portalu. Rozjarzona przestrzeń zawrzała i rozbłysnęła na przemian niebieskim i pomarańczowym światłem, by za chwilę zastygnąć bez ruchu, a potem gwałtownie wybuchnąć w jej kierunku tysiącem roziskrzonych drobin czasu. Septima wybuchnęła irracjonalnym śmiechem i bez wahania skoczyła głową naprzód.

***

Prywatne biuro Harry’ego Pottera było całkowitym przeciwieństwem ponurej nory Silasa Crowleya. Podczas gdy Draco rzucił swój płaszcz na stojący przy ścianie fotel i bezczelnie usiadł jako pierwszy, Severus postanowił pozostać czujnie wyprostowany. Czuł się tu bardziej niż nieswojo. Być może to ta kliniczna biel ścian albo wszechobecne zdjęcia znajomych i przyjaciół, ale… Czy wzrok go mylił, czy ten oprawiony wycinek z „Proroka“ dotyczył Ginny Weasley? Zmrużył oczy i postąpił krok naprzód. Szkolna miłość, co za kicz.
— Severusie. — Harry pokazał mu wolne krzesło, co Snape skrupulatnie zignorował, tak samo jak starał się nie zgrzytać zębami za każdym razem, gdy Potter bezczelnie zwracał się do niego po imieniu. Co on sobie wyobrażał!
— Więc nie masz żadnych wątpliwości, że to on? — droczył się Draco, zakładając nogę na nogę i obracając w palcach wciąż niezapalonego papierosa. — Żadnych pytań, Finite Incantatem na okoliczność Glamour…?
— Uwierz mi, w tej pracy wątpliwości tylko cię spowalniają. — Harry uśmiechnął się w ten sam cierpliwy sposób, co wcześniej. Malfoy z każdą kolejną minutą zaczynał mieć go coraz bardziej dosyć. Od zakończenia wojny zgodził się na zawieszenie broni i względną tolerancję względem Cudownego Chłopca, ale tylko w małych dawkach. Czuł, że po dzisiejszym dniu będzie potrzebował jakiegoś antidotum.
— Więc, Potter. — Severus w końcu przemówił, a Gryfon aż się zdziwił jak wielkie wrażenie wciąż robił na nim jego głos. Natychmiast przed oczami stanęła mu mroczna klasa w lochach i obrzydliwe, złośliwe docinki z przeszłości. Wyprostował się odruchowo, co Snape skwitował uśmieszkiem pełnym wyższości. — Jak będzie z tym nakazem aresztowania? Czemu jeszcze nie oddałeś mnie dementorom?
Harry milczał chwilę, a potem zrobił coś, co zdumiało nawet Dracona. Wykrzywił się złośliwie, w sposób godny najbardziej niegodziwego Ślizgona, po czym odchylił swobodnie na obrotowym krześle i otworzył szufladę biurka, z której wyjął butelkę Ognistej. Gdy wyczarował trzy szklanki, nawet Severus nie wiedział co powiedzieć. 
— Pic na wodę — wyjaśnił w końcu Potter. — Chyba nie sądzisz, że po wieloletnim lataniu po sądach wyższych i najwyższych dam cię tak po prostu zamknąć.
Kiedy z pewną siebie miną zaczął rozlewać alkohol, Severus musiał przyznać, że jest prawie pod wrażeniem. Z pewną rezerwą zaakceptował trunek, choć Draco na ten przykład bez wahania zgarnął swój ze stołu, wypił jednym haustem i podpalił papierosa różdżką. 
— Potter, nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym przyprawisz mnie o zawał.
— Przy takim trybie życia zafundujesz go sobie sam.
Snape przestał się w końcu kręcić i usiadł obok chrześniaka. Dopiero teraz zauważył stojące na biurku magiczne zdjęcie dwóch uśmiechniętych chłopców, którzy szturchali się nawzajem, gdy tylko Harry odwracał od nich wzrok. 
— No proszę, Potter. — Upił łyk whisky, próbując zatuszować fakt, że brzmi dużo bardziej zgorzkniale niż zamierzał. — To twoje?
Harry kiwnął głową, uśmiechając się z niejaką dumą.
— Nie chcesz mu się pochwalić jak postanowiliście ich nazwać? — Draco odzyskał rezon, teraz patrząc na Harry’ego z właściwą sobie pewnością siebie.
Snape po raz pierwszy tego dnia zauważył u Pottera oznaki zakłopotania i chociaż początkowo zamierzał burknąć coś o tym, jak mało obchodzi go latorośl jego byłego ucznia, teraz się zainteresował.
— Cóż, starszego po moim ojcu — mruknął w końcu Harry, po czym wypił pół własnego drinka. — A … A młodszego po tobie. 
Ku uciesze Malfoya, Severus aż się zachłysnął i zajęło mu chwilę, by dojść do siebie. Kiedy w końcu odzyskał głos, wbił w Pottera spojrzenie przepełnione furią.
— Czy ciebie do reszty pogięło, Potter! Nazwałeś swoje dziecko „Severus“?!
— Wow. — Draco uśmiechnął się krzywo i bez pytania dolał sobie więcej alkoholu, uznając dzień za nie do końca stracony. — To będzie dobre.
— Nie sądziłem, że robię coś złego — odgryzł się Harry, patrząc na Dracona z mordem w oczach. — Uhonorowanie zmarłego bohatera, który zrobił dla nas tak wiele-…
— Nie, nie, nic złego, oczywiście. Oprócz tego, że przez lata pałaliśmy do siebie wzajemną nienawiścią!
— Irracjonalną nienawiścią.
— Nie tobie to oceniać!
— Tak, masz rację, szkolne zauroczenie moją matką w pełni usprawiedliwia wieloletnie wylewanie swojej żółci na jej osierocone dziecko.
Draco z zachwytem dolał sobie alkoholu i patrzył to na Severusa, to na Pottera, uśmiechając się niczym rasowy psychopata, który po prostu chce patrzeć, jak świat płonie.
— Ja-… Z jakiej w ogóle racji zwracasz się do mnie na „ty“?!
— Naprawdę! — żachnął się Harry, nagle pałając pewnością siebie, jakiej Snape nigdy u niego nie widział. — Trzydzieści lat na karku i mam ci wciąż „profesorować“? Po tym co dla ciebie zrobiłem jesteś mi winien chociaż „Severusa“. 
— No, skoro i tak wziąłeś go sobie sam i przekazałeś dalej, to kim ja jestem, żeby ci blokować szansę na kolejne pięć minut rozgłosu! — Mistrz eliksirów odsunął ze zgrzytem krzesło. 
Malfoy, ubawiony całą sytuacją, postanowił swoim zwyczajem dolać nieco oliwy do ognia:
— Nie wspominając już o tym, że przez tę całą twoją międzygalaktyczną aferę, Sever, wszyscy jesteśmy teraz w zbliżonym wieku! — zaświergotał.
— Co za bzdura! — burknął morderczo „Sever“. — Jestem bardzo ciekawy, ile diamentów musiałeś kupić w zamian drogiej małżonce, Potter. 
— Przepraszam?
— Nie przyjmuję. 
— Nie o to mi chodziło. — Harry zmarszczył nos. — Jakie diamenty?
Snape uniósł jedną brew.
— Doprawdy, Potter, to elementarne. Żadna normalna żona nie zgodziłaby się na takie okaleczanie własnego dziecka.
— Była żona — poprawił go Draco.
Harry zmroził go spojrzeniem.
— Ależ dziękuję za korektę.
— Ależ nie ma za co.
— Zawsze chciałem się spowiadać Snape’owi z moich związków.
— Oto więc nadeszła twoja wielka szansa.
— Malfoy?
— Potter?
— Zamknij się.
— Obydwoje się zamknijcie! — Snape opadł na krzesło, ale sam przed sobą utrzymywał, że to tylko dlatego, by dolać sobie więcej Ognistej. Naprawdę była wyśmienita. Od kiedy to Gryfoni wyhodowali dobry gust?
— Niech zgadnę, Potter. — Przybrał ponownie swój słynny złowieszczy wyraz twarzy. Postanowił się odegrać. — Przepracowywałeś się ponad miarę, otrzymywałeś pięć awansów rocznie, aż w końcu biedna, zaniedbana kobieta rzuciła się w ramiona kochanka i złamała twoje gryfońskie serduszko? 
Harry coraz bardziej zadziwiał go spokojem wewnętrznym. Po poprzedniej żywiołowej wymianie zdań spodziewał się, że Potter rzuci mu się do gardła, a on tymczasem pokręcił tylko głową i wyciągnął przed siebie długie, chude nogi, zachowując się, jak gdyby siedział na drinkach z kumplami, a nie gościł w swoim zaszczytnym aurorskim biurze dwóch byłych Śmierciożerców, których szczerze nienawidził — z wzajemnością zresztą.
— Ależ powiedz mu, Potter, nie bądź taki skromny. — Draco poprawił się na siedzeniu i uniósł w górę szklankę w geście toastu. Harry przewrócił oczami, starając się go zignorować, ale w końcu chyba uznał, że nie może.
— Właściwie — odchrząknął — to był mój kochanek. I jej gryfońskie serduszko.
Draco obrócił się w stronę Snape’a, uśmiechając tak szeroko, jak tylko pozwalała na to jego szczupła szczęka. Mistrz eliksirów po raz drugi już tego dnia zaczął poważnie rozważać popadnięcie w nałóg alkoholowy. Chyba już tylko Ognista mogła go uratować przed tą kołomyją absurdu… 
Gdyby był wierzący, nie pomyślałby nawet, że gorzej już być nie może — w obawie o kuszenie losu, oczywiście. Severus Snape, na swoje nieszczęście, był jednak zagorzałym ateistą.



5 komentarzy:

  1. Już ja dobrze wiem, co Draco tam trzymał!
    W ogóle Draco. Draco jest boski. Potter jest odpowiednio wyważoną oazą spokoju do sassu jegomości mecenasa Malfoya. Snape za chwilę pożałuje, że zmartwychwstał i zrobi tak, jak profesor Vector. Za jego czasów pewnie taki skandal był nie do pomyślenia (nie to co jakiś mugol skrócony o głowę). Mecenas Malfoy. <3 To by był naprawdę genialny adres dla bloga.
    PS. OBIE wiemy co on tam trzymał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, czy Draco tak bardzo musi chwalić się tym swoim urokiem osobistym? Tylko to eksponuje, no jejku, jak ja mam potem się nie śmiać?
    W ogóle Snape trzymany z alkoholem. To jest ten wątek, którego mi aż za dużo w fanfikach i w sumie cieszę się, że nie kreujesz go na pijącego czy coś. (no dobra, ale picie w nadmiarze jest rzeczą względną.) Niby zawsze się cieszę, bo to jest na zasadzie ,,wszyscy już pijani? Sever jeszcze się trzyma!", no bo wiadomo, co by z niego był za szpieg, gdyby miał słabą głowę, ale jednak mnie to drażni. Bo skoro i tak ma te wszystkie super moce Potysięcznego Szpiega, to głowę powinien mieć słabą, tak dla równowagi. No. Nie wiem czemu to napisałam, w mojej głowie to BYŁO jakoś powiązane. Nieważne.
    Ale hej, co to ma być? Jak czytam opka, to oczekuję takiej szczątkowej ilości Pottera, jak tylko to możliwe, czy możemy zamienić ten fragment na, no nie wiem, opis słodkich mopsów czy czegoś takiego? Znaczy dobra, nie powiem, że nie jest zaskakująco spokojny i w związku z tym nawet do polubienia, no ale nadal to Potter.
    Aha, no i mam świetny pomysł. Bo skoro do portalu można wchodzić i można teoretycznie z niego wychodzić, to może jakiś wujek Alden z niego wyskoczy, ewentualnie jakaś Bellatrix? Tak tylko pytam, wiesz, wolę się upewnić, bo jeśli znowu zacznę dziki fangirling w szkole, żeby tylko zdążyć się uspokoić do matmy, to może być źle. I tak mi już proponowali psychologa, rozumiesz, a nie bardzo mam ochotę.
    Ściskam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Draco jest wbrew pozorom najbardziej rozsądną postacią w całym tym fiku ;)

      Hmm, Snape i alkohol to mój prywatny kink, chociaż teraz zaczyna mi trochę przeszkadzać, głównie z tego względu, że odkąd fandom przestał go widzieć jako abstynencką dziewicę, to robią z niego alkoholika… No, ale chyba nie można mieć wszystkiego.

      Potter jest tu kluczowy i myślę, że nawet-nawet uda mi się cię przekonać do mojego szalonego planu. Ale, czas pokaże co tam uknułam, na razie jak zwykle obiecuję CHAOS. Muahahaha.

      Ach, Alden. Mój najlepszy twór wszechczasów. Czasami sobie o nim myślę… Bellatrix nie mogę obiecać, ale kto wie. Na pewno będzie gruba afera, o.

      Nie daj się matmie! Dziki fangirling jest zdrowy, khm. Coś o tym wiem, przecież nie jestem szurnięta…
      Ściskam! :)

      Usuń
  3. Och, Draco jako prawnik :D <3 jakoś tak mi się kojarzy z tym seriale Suits :P tam też jest 2 fajnych gości :D i Potter jakiś taki znośmy :D chce się dowiedzieć więcej o jego romansie :D no i co się dzieje z pozostałą dwójką świętej trójcy :D
    Do kolejnego!
    Kora

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco to Gatsby i już
    Ja już się tej wizji do końca życia z głowy nie pozbędę.

    OdpowiedzUsuń