14.09.2016

IV



— Nawet nie ma mowy!
Severus od kilku dobrych minut krążył po gabinecie jak gdyby coś go ugryzło i nie dał się w żaden sposób udobruchać. Słońce powoli zachodziło i wpadało do środka jaskrawopomarańczowym blaskiem, wydłużając karykaturalnie wszystkie cienie, co jeszcze bardziej nadawało mistrzowi eliksirów aurę rozsierdzonego Nosferatu.
— Seve-... — zaczął Harry, ale natychmiast się zmitygował, widząc spojrzenie, które posyłał mu dawny profesor. — Khm. 
— Khm — zgodził się tamten.
— Panie Snape...? — spróbował znów auror.
— Panie Potter. — Severus skinął mu głową z nieoczekiwanym dystyngowaniem i odstawił na biurko pustą szklankę po whisky, w której jeszcze topiła się ostatnia kostka lodu.
Harry, czując już pierwsze efekty alkoholowego wstawienia, zrezygnował z dalszego picia. Draco natomiast, absolutnie niczym nieskrępowany, bezwstydnie chrapał na fotelu w rogu, z jedną nogą przewieszoną przez podłokietnik. Jakiś czas temu odciął się od dyskusji i uznał, że jest ponad to wszystko. Potter czasami podziwiał jego beztroskę. Skupiwszy się jednak na sprawach bieżących i dużo bardziej istotnych, wrócił do prób przetłumaczenia Snape’owi swoich racji:
— Nie pozwolą ci tak po prostu stąd wyjść.
— A dadzą radę mnie zatrzymać?
Nastała niezręczna cisza, którą przerywało tylko miarowe, ciche chrapanie Malfoya.
— Może inaczej: jak zamierzasz się stąd wydostać bez różdżki?
Aha. Szach-mat, Potter. 
Harry zdał sobie sprawę, że był właśnie świadkiem niewyobrażalnego. Mistrz eliksirów nie tylko opierał się właśnie o jego śnieżnobiałą ścianę z nonszalancją, o jaką nigdy by go nie podejrzewał, ale jeszcze do tego bezczelnie się uśmiechał.
— Co wiesz o mojej różdżce? — zapytał miękko, wbijając w niego to przerażające, przenikliwe spojrzenie, które tak dobrze pamiętał ze szkoły. 
Potter na wszelki wypadek otoczył się barierą oklumencji, choć w głębi duszy wiedział, że nieważne ilu szkoleń i egzaminów aurorskich by nie przeszedł, jego szanse wciąż były marne w obliczu naturalnego legilimenty, który latami oszukiwał Voldemorta. 
— Została zniszczona — powiedział w końcu, powstrzymując się, by nie odwrócić wzroku i nie okazać słabości.
To zdawało się Snape’a jeszcze bardziej rozbawić. 
— Zniszczona?
— Spalona.
Mistrz eliksirów odsunął się od ściany i, teraz już całkowicie poważny, usiadł na swoim poprzednim miejscu. Krzesło skrzypnęło głucho, a Harry poczuł jak jego puls nieco się uspokaja. Już otwierał usta, by coś dodać, ale uznał, że właściwie nie wie, co jeszcze mógłby powiedzieć.
— Nie będę się rejestrował w żadnym urzędzie. — Snape powtórzył swoją myśl sprzed kilku minut, a Harry westchnął ciężko i potarł nasadę nosa.
— Umarłeś.
— Nie przesadzaj.
— Do cholery, oficjalnie posiadasz status zmarłego!
— I mam się zarejestrować jako zombie?! 
— Nieumarły — sprostował Harry, uspokajając się nieco. — I uwierz mi, że to jedyne wyjście.
— Posiadasz, jak rozumiem, pewną ekspertyzę w temacie? — wycedził sarkastycznie Severus, naprawdę mając na myśli coś w stylu „Doskonale wiem, że maskujesz fakt bycia bardzo uprzywilejowanym dyletantem.“
Harry istotnie miał rozeznanie, nawet z pierwszej ręki, ale jako człowiek do bólu skromny postanowił nie zdradzać szczegółów
— Jesteś… jedynym czarodziejem w historii, któremu dotąd udało się powstać z martwych, więc nie, z przykrością stwierdzam, że nie posiadam.
— A Jezus, Potter? Nie zapominajmy o moim ulubieńcu. Z drugiej strony: skąd wiemy, że Sever nie jest potomkiem Draculi albo feniksem?
Ku ich zaskoczeniu Draco zdążył się wybudzić i teraz spoglądał na nich z fotela z cynicznym uśmieszkiem. Snape postanowił powyższej zniewagi chrześniaka nie skomentować. 
— No dobrze, ale gdzie mam się rejestrować? — Przerwał chwilową ciszę z ciężkim sapnięciem człowieka zmęczonego niedawno wznowioną egzystencją. — I jako kto?
Harry był zdumiony. Przekonanie go zajęło jedynie całe popołudnie, ale chyba w końcu się poddał.
— Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami? — zaczął nieśmiało.
— Slytherinie, nie jestem centaurem ani duchem!
— Uderzyłbym raczej do Magicznych Wypadków i Katastrof — podpowiedział usłużnie Draco.
Gdyby Snape włożył w to teraz jeszcze trochę wysiłku, siła jego śmiercionośnego spojrzenia mogłaby ze spokojem wypalić pół kontynentu.

***

Niektóre domy posiadają pewnego rodzaju wieczną pamięć. Nieważne ile rodzin w nich zamieszka, nieważne ile warstw farb nałożą na ściany i których tapet po poprzednich właścicielach się pozbędą — mury, strych, piwnica i skrzypiące deski podłogowe będą pamiętać.
Choćby nowy pan na Malfoy Manor nałożył na rezydencję niewyobrażalne ilości zaklęć ochronnych, pierwotna magia obecna w każdej cegiełce nie miała żadnego zamiaru się do tego stosować. Owszem, znosiła to z godnością, ale od kilkuset lat miała swoje własne pomysły odnośnie gości pożądanych i nieproszonych. Mężczyzna stojący na progu musiał być tym pierwszym, bo drzwi wejściowe stanęły przed nim otworem jeszcze zanim wyciągnął rękę w kierunku klamki.
Wszedł do środka sprężystym krokiem i pełnym fantazji gestem zatrzasnął za sobą ciężkie wrota. 
— Co za bałagan. — Rozejrzał się wokół sceptycznie i strzepnął wyimaginowany pyłek z prawego rękawa. Obcasy eleganckich, choć przykurzonych, półbutów stukały w marmurową podłogę, odbijając się donośnym echem na cały korytarz. 
Kiedy mężczyzna stanął przy schodach, zatrzymał się przed ogromnym, dwumetrowym lustrem w ozdobnej ramie, odrzucił na plecy długie, jasne włosy i uśmiechnął się szelmowsko do własnego odbicia. 
— Powróciłem — oznajmił dumnie.
Odbicie splotło ręce na piersi i zmierzyło strój swojego odpowiednika surowym spojrzeniem.
— Z krainy umarłych?
— Nie bądź bezczelny.
Zanim rozpłynęła się w tafli lustra, postać po drugiej stronie uśmiechnęła się szyderczo i mruknęła pod nosem:
— No wiesz co? Chyba już wolałbym pójść do Azkabanu, niż nosić ciuchy z poprzedniej dekady.

***

Czerwcowa duchota wpadała do urzędu przez uchylone okna, których nie można było za żadne skarby otworzyć szerzej — w obawie starszych czarodziejów o znane powszechnie i bardzo śmiertelne przypadki „przewiania”. Magicznie powiększona, ciągnąca się na Merlin jeden wiedział ile metrów, sala zdawała się nie mieć końca, a szum rozmów awanturujących się petentów przypominał bzyczenie szerszeni. Draco, który sam nie pojmował dlaczego w ogóle zgodził się Severusowi pomóc, wciąż utrzymywał, że chyba już pora ogłosić się niepoczytalnym. Szczerze żałował swojej decyzji. Opierał się o pusty baniak automatu z wodą i szarpał nerwowo rozwiązany krawat, choć za żadną cenę nie chciał podwijać rękawów — upał upałem, ale egipska bawełna z domieszką jedwabiu fatalnie się prasuje.
— Długo jeszcze? — warknął, ścierając wierzchem dłoni pot z czoła. 
— Niestety. — Potter zerknął z powątpiewaniem na numerek w dłoni Snape’a, który jako jedyny z ich trójki zachowywał zimną krew. Pomimo bycia ubranym od stóp do głów na czarno, zdawał się nie uronić ani kropli potu.
Harry, który teoretycznie miał się im na coś przydać, z przykrością musiał przyznać, że okazał się tu całkowicie zbędny. Owszem, czasem przechodzący obok czarodzieje mu się kłaniali, a inni zdawali się nie rozpoznawać go wcale, ale na tym właściwie jego rola się kończyła. Departament Magicznej Migracji i Pozaziemskich Przesiedleń, do którego przekierowano ich z dwóch kolejnych oddziałów Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, zdawał się rządzić własnymi prawami. Kolejki ciągnęły się na kilkanaście metrów, a niektórzy z oczekujących na swoją kolej przy okienku wyglądali, jakby siedzieli tu już od lat. 
Draco starał się za bardzo nie gapić, w obawie, że ktoś mógłby go rozpoznać i dokonać uszczerbku na jego reputacji, ale co chwilę łapał się na tym, że od niektórych zjawisk po prostu nie mógł oderwać wzroku. Na ten przykład siedząca w rogu otyła kobieta, okutana w szmaty i z całkowicie zasłoniętą twarzą, szczególnie go fascynowała i irytowała jednocześnie — ze względu na dzieci, które biegały chaotycznie dookoła niej, krzycząc nonsensy w obcym języku. Gdy w końcu jakiś czarodziej spróbował zwrócić im uwagę, spod szmat rozległo się pełne pretensji nieludzkie syczenie. Draco szybko przestał się nią zajmować i teraz starał się skupić na patrzeniu w ścianę. To wydało mu się dużo bezpieczniejszym zajęciem.
— Ta kolejka w ogóle nie porusza się do przodu — burknął w końcu Severus, który nie odezwał się od dobrej godziny.
Alkohol powoli wyparował z jego organizmu i teraz pozostawił po sobie tylko nieprzyjemną migrenę, wzmaganą jeszcze przez hałas i duchotę.
— Wytłumacz mi lepiej, czemu na twoim numerku są runy — odparł Harry, który bez żadnej żenady rozebrał się z koszuli do podkoszulka i powoli rozważał transmutowanie dżinsów w szorty. 
Zamiast odpowiedzi, Snape kiwnął podbródkiem w stronę jednego z okienek, za którym siedział bardzo zaniedbany, łysiejący mężczyzna z upiornie czerwonymi oczami.
— To wampiry, Potter. 
— Prze-… Że co?
Severus posłał mu swoje specjalne karcące spojrzenie numer dziesięć.
— Przypuszczam, że łatwiej im w ten sposób ogarnąć dokumentację. 
Harry nadal nie pojmował, więc Snape przewrócił oczami i warknął pod nosem coś o niewłaściwych aurorach na niewłaściwym stanowisku. 
— Potter, sam nie potrafię zliczyć ilu ludzi i stworzeń liczy ten urząd, ale przypuszczam, że więcej niż sporo. Mugolskie cyfry są w stanie pomieścić dość ograniczoną pulę liczbową. Runy, jak wiadomo, są magiczne i nieskończone w dużo bardziej oczywisty sposób — wyjaśnił profesorskim tonem, na co Draco, nadal rozglądając się za miejscem do siedzenia, parsknął pod nosem. Chociaż Severus cały czas zarzekał się o niechęci do swojej przeszłej kariery edukacyjnej, nieustannie udowadniał otoczeniu, że jest urodzonym nauczycielem.
— Wampiry? — powtórzył Harry z niedowierzaniem.
— Potter, nie bądź gatunkistą — zganił go Malfoy, uśmiechając się nieprzyjemnie.
Wampiry?!
— Na pewno są tak samo dobrymi pracownikami, jak każdy inny, Potter.
— Nie wspominając już o tym, że nie muszą robić przerw na siku — dodał Severus. Spędzili w urzędzie, rozkrzyczanym w każdym języku świata i okolic, całe popołudnie i wieczór. W końcu udało im się znaleźć trzy miejsca siedzące, z których wygodnie mogli obserwować ludzkie i nieludzkie dramaty dotyczące odmów wizowych i gwałtownych deportacji międzynarodowych w asyście uzbrojonych aurorów. Harry mógłby przysiąc, że gdzieś koło dywizji odwołań od odpraw celnych mignął mu Mundungus Fletcher, ale z drugiej strony to mogła być manifestacja przemęczenia i halucynacji z głodu.
Gdy nareszcie nadeszła kolej Severusa, Draco drzemał z głową opartą o ramię Harry’ego, który od dwóch godzin pozostawał w bezruchu i wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w sufit. Snape’owi przemknęło przez myśl, że do takiej ciszy pomiędzy nimi mógłby się z przyjemnością przyzwyczaić. 
— Dzień dobry. — Mistrz eliksirów podszedł do okienka łysiejącego wampira o nieprzyjemnym spojrzeniu, który zamiast odpowiedzi zasłonił stanowisko metalową żaluzją z napisem „Przerwa“. Snape rozejrzał się z lekką paniką na boki i z błyskawicznym refleksem eliksiralnego profesjonalisty lecącego w stronę kipiącego kociołka wślizgnął się na sam początek kolejki do okienka obok. Ignorując całkowicie wrogie pomruki i komentarze za swoimi plecami, pokazał siedzącej przed nim urzędniczce swój zmięty numerek, oparł obie dłonie na blacie i powiedział stanowczo w kierunku szyby:
— Muszę się zarejestrować.
Wyjątkowo wychudzona wampirzyca o krwistoczerwonych tęczówkach i takim samym kolorze lakieru na szponiastych paznokciach spojrzała na niego ze znudzeniem i wyciągnęła w jego kierunku kościstą dłoń.
— Musieć to sobie może. Formularz wypełnił? — skrzeknęła.
— Khm. Nie? — mruknął, czując jak jego lewa powieka zaczyna nerwowo drgać.
Urzędniczka przewróciła oczami i wyrzuciła jego numerek do kosza, drugą ręką podając mu wysłużone pióro i długi, skomplikowany formularz zapisany na kiepskiej jakości pergaminie.
— To wypełni i nie zawraca głowy. Następny!
Severus Snape po raz pierwszy w życiu się zmieszał i poczuł początki ataku paniki, choć ze wszech miar starał się nie dać tego po sobie poznać.
— O nie! Nigdzie nie idę. — Nie ruszył się z miejsca i cedził teraz wyrazy z taką wściekłością i stanowczością, że obryzgał śliną szybę. — Czekam tu cały cholerny dzień, pocę się jak szczur i głowa zaraz mi eksploduje. Nigdzie. Nie. Idę!
Wampirzyca posłała mu zniecierpliwione spojrzenie pozbawione jakichkolwiek ludzkich odruchów i emocji.
— Złociutki, a ja tu pracuję dłużej, niż zdążyłam sobie pożyć. Następny! — Machnęła ręką na petenta stojącego za Snape’em, ale były Ślizgon był nieugięty i nie zamierzał się ruszyć. Złapał się mocniej blatu, jak gdyby jego być i nie być od tego zależało.
— Posłuchaj no kobieto i przestań do mnie mówić w trzeciej osobie: jestem-…!
— Co tu jeszcze robi? — przerwała mu. — Powiedziałam przecież! Weźmie nowy numerek, usiądzie, zastanowi się. NASTĘPNY!
Gdy zasuszony staruszek próbował zająć miejsce Snape’a przy okienku, ten zareagował nieomal alergicznie.
— Nic mnie to nie obchodzi! — Posłał czarodziejowi stojącemu za sobą złe spojrzenie, a że Severus Snape z definicji nie potrzebował wkładać wiele wysiłku w zastraszanie ludzi, mężczyzna zaraz się wycofał. 
— Wypełnię ten zasrany formularz, a ty sobie zwyczajnie poczekasz aż skończę, rozumiemy się? — warknął do wampirzycy, popełniając niniejszym elementarny błąd, z którego jeszcze nie zdawał sobie sprawy.
Mistrz eliksirów, nieświadomy faktu, że przeceniał swoje możliwości i zwyczajnie nie był w stanie zastraszyć wampira, sięgnął po pióro i w pełnym skupieniu zaczął wypełniać formularz, całkowicie ignorując wszelkie powstałe za sobą krzyki, gwizdy, pogróżki i życzenia rychłej śmierci. Jako że tą ostatnią miał już w pewnym sensie za sobą i właściwie dlatego tu przyszedł, wypisywanie bzdur w odpowiednich rubryczkach poszło mu całkiem sprawnie. Nie spodziewał się jednak, że gdy tylko skończy spisywać historię życia oraz życia po życiu w kratkach i linijkach, rozeźlona urzędniczka już wymyśli sposób, jak go skutecznie udupić. 
Przesunęła językiem po nierówno uszminkowanych ustach i uśmiechnęła się do formularza z satysfakcją, ale gdy tylko jej wzrok padł na imię i nazwisko mistrza eliksirów, pobladła twarz zamieniła się w maskę czystej grozy.
— Niemożliwe. — Zamrugała kilka razy, po czym spojrzała to na Severusa, to na pergamin, a potem jeszcze raz na niego.
W obliczu wzbudzania w innych ludziach uczuć skrajnej paniki Snape poczuł się o wiele bardziej komfortowo, przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy. Oparł się nonszalancko o szybę okienka i wykrzywił cienkie wargi w formie czegoś, co pierwotnie miało być uśmiechem, potem przeszło fazę grymasu i zakończyło się czymś pomiędzy.
Wampirzyca tymczasem wyciągnęła spomiędzy folderów, karteczek, karteluszek, zeszytów i ksiąg fioletowy pergamin, po czym nabazgrała na nim szybką wiadomość. Gdy tylko skończyła, kartka zaszeleściła, samoistnie złożyła się w samolocik i błyskawicznie wzleciała w powietrze.  
— Zamknięte! — oznajmiła urzędniczka i wywiesiła kartkę „Punkt obsługi klienta nie obsługuje klienta.“ 
Już miała zamiar się zmyć, ale Severus był szybszy. Szarpnął ją silnie za nadgarstek, przyciągając do siebie tak mocno, że walnęła o szybę.
— Posłuchaj mnie i słuchaj uważnie, bo moja cierpliwość skończyła się trzy godziny temu i nie zamierzam powtarzać ani jednej głoski — syknął, z satysfakcją obserwując rosnące przerażenie w jej ogromnych oczach. — Albo dasz mi wszystkie potrzebne dokumenty, albo zrobię wszystko, czego się po mnie spodziewasz i jeszcze więcej i uwierz mi, że żaden auror nie zdąży tu przybyć zanim z tobą skończę.
Tłumek za Snape’em pokornie cofnął się za przepisową żółtą linię, a wampirzyca postukała drżącym palcem w formularz wypełniony przez byłego Śmierciożercę.
— Nie… Nie złożył pan parafki — jęknęła słabym głosem całkowicie pozbawionym wcześniejszego tonu pełnego wyższości.
Severus spojrzał powoli we wskazane miejsce, a zaraz potem wrócił do świdrowania jej złowrogim spojrzeniem i zacmokał.
— No masz. Cóż za tragiczne niedopatrzenie. — To powiedziawszy, pełnym gracji gestem ujął porzucone przez siebie wcześniej pióro, złożył dwie zamaszyste parafki na każdej ze stron i podsunął jej pergamin. — Coś jeszcze? — Zgrzytnął zębami, niezwykle dobitnie sugerując, żeby dwa razy się zastanowiła zanim powie coś, co mogłoby mu się nie spodobać.
— N-… — zaczęła, a on uniósł jedną brew. 
— Tak? 
— Nie mogę wystawić dokumentu na tej podstawie.
Zapadła pełna napięcia cisza, podczas której niemal cała kolejka za Snape’em wstrzymała oddech.
— A dlaczegóż to nie? — Oparł łokcie na brudnym blacie, patrząc wampirzycy głęboko w oczy. Wiedział, że nie uda mu się na niej zastosować legilimencji, ale liczył na to, że ona o tym nie wie.
— N-nie zaznaczył pan gatunku.
— Gatunku? 
— Tak.
— Pomimo tego, co większość o mnie sądzi, zapewniam panią, że jestem w stu procentach człowiekiem.
Urzędniczka zadrżała mimowolnie, dając mu do zrozumienia, że głęboko w to wątpi.
— A po przemianie? Czym-… Kim teraz pan jest?
Mistrz eliksirów zdawał się załapać jej tok rozumowania i wpatrzył się na powrót w skomplikowany formularz, przesuwając po nim wzrokiem jak gdyby przeglądał menu w restauracji. W końcu westchnął ciężko i puścił jej rękę, pozostawiając po sobie siny ślad odciśniętej dłoni.
— Proszę mi po prostu wystawić cokolwiek, co nie ma w sobie słowa „zombie“ — zdecydował.
Gdy odszedł od okienka ze lśniącym, świeżo zalaminowanym dowodem osobistym w dłoni, tłum petentów rozstąpił się przed nim niczym Morze Czerwone. Nikt nie odważył się mu spojrzeć w oczy. Severus przeszedł samym środkiem z podniesioną głową i zatrzymał się dopiero przy Draconie, który nadal smacznie chrapał. Potter natomiast wpatrywał się w mistrza eliksirów z mieszanką uznania, dezaprobaty i przerażenia.
— Próbowała wysłać wiadomość aurorom — poinformował go Snape, na co Harry z krzywym uśmieszkiem uniósł w górę dłoń ze zgniecionym, wyrywającym się jeszcze samolocikiem.
Były Śmierciożerca musiał niechętnie przyznać, że wyglądało to na początek bardzo udanej współpracy.

***

Draco przekroczył próg Malfoy Manor w stanie absolutnego wycieńczenia, wciąż opierając się na Severusie, który dalej nie mógł przeżyć swojej nowej tożsamości i burczał pod nosem antywampiryczne komentarze. Nie zdawał sobie sprawy, że w gruncie rzeczy i tak wyszedł ze wszystkiego obronną ręką, choć z drugiej strony mógł chcieć po prostu ponarzekać. Ledwo jednak znaleźli się w hallu, zauważyli zapalone światło. Draco stanowczo przerwał jego wywód. Natychmiast ocknął się z letargu, wyprostował i przyjął tryb pełnej gotowości. 
— Oczekujesz gości? — mruknął Snape, ale został uciszony.
Draco, z wyciągniętą przed siebie różdżką, ruszył przodem. To co zastał w salonie przerosło jego najśmielsze oczekiwania. 
— Co ty tu robisz? — fuknął.
Rozciągnięty w poprzek fotela Lucjusz zamachał kieliszkiem wina, rozlewając jego resztki po dywanie. 
— To tak witasz się z ojcem po dziesięciu latach? — burknął nieprzyjemnie. 
Severus rozważnie schował się gdzieś w cieniu, obserwując z daleka rozwój wypadków. Lucjusz wyglądał jakby pił na umór od kilku godzin i prawdopodobnie tak właśnie było. Przerzedzone włosy opadały smętną kępką na jego plecy, a wychudzona, niedogolona twarz i zapuchnięte oczy zdradzały jak bardzo Malfoy senior podupadł na zdrowiu.
— Chodź. 
— Nie.
— Tak. Idziemy. — Draco zabrał mu kieliszek i oplótł się jego ramieniem, prowadząc go chwiejnie w stronę schodów.
Lucjusz mamrotał coś niezrozumiale pod nosem i próbował protestować, ale w gruncie okazał się być dość posłusznym pacjentem. Severus natychmiast zaobserwował z jaką wprawą młody Malfoy radzi sobie z pijanym ojcem i domyślił się, że nie mógł to być pierwszy taki incydent.
— Ani słowa — szepnął Draco, zanim minął schowanego w mroku Snape’a.
Usłuchał. Czekał na dole dopóki nie usłyszał z oddali dźwięku zamykanych drzwi, a potem przemknął do najmniej uczęszczanego skrzydła domu, tak cicho jak tylko podwójny szpieg potrafił. 
Tego dnia zasnął dopiero nad ranem, kiedy słońce już prawie wstawało. Gonitwa myśli nie dawała mu spokoju, sen był urywany, a nieprzejednany instynkt szpiega bił na alarm niczym wewnętrzny budzik. Mistrz eliksirów, nie wiedząc do końca, co dokładnie wyczuwa jego intuicja, wyszedł z samowolnie zaanektowanego przez siebie pokoju i przemierzał niespokojnie długie korytarze Malfoy Manor, dopóki gdzieś w oddali nie usłyszał odgłosów rozmowy. Gdy podążył w tamtą stronę, zaczął się zastanawiać czy to syn i ojciec znów się kłócą. Kiedy zbliżył się na tyle, by móc rozróżnić wyrazy tej przedziwnej wymiany zdań, zobaczył Lucjusza, który stał przed ogromnym portretem Narcyzy. Severus zakradł się bliżej, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. 
Lucjusz jedną rękę opierał na ozdobnej ramie, a drugą trzymał na namalowanej, bladej dłoni żony i zdawał się coś do niej szeptać:
— …i jest dokładnie taki, jakim zawsze go widziałaś. Gdybyś tylko mogła go zobaczyć — pan mecenas, daję słowo. Poważny i całkowicie dorosły… Nasz syn dorósł, a ja to przegapiłem. 
Snape uznał, że obraz musiał zostać namalowany niedługo po ślubie — najmłodsza z sióstr Black wyglądała na nim bardzo dziewczęco. Jej długie, srebrne włosy opadały kaskadą na plecy, a poważny wzrok skierowany był w jakiś nieokreślony punkt przed nią. Severus nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widział Lodową Narcyzę tak naturalną i spokojną.
— Czemu nie mogłem cię posłuchać? — Malfoy przytulił policzek do płótna, a Severus wycofał się w głąb korytarza, nie chcąc przerywać tego przejmującego monologu.

Od razu zauważył, że obraz jest niemagiczny i nigdy nic nikomu nie odpowie, a sądząc po zrozpaczonym wyrazie twarzy Lucjusza on również był tego faktu bardzo boleśnie świadom.


7 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział. <3
    Draco! Lucjusz! Cyzia! A nawet Harry! Wszyscy mnie ujmują za serce. A Twój Snape jest dla mnie jak zwykle jak najbardziej strawny, w przeciwieństwie do oryginału. ;P Order Merlina Pierwszej Klasy się Pani należy.
    Po starciach z ZUSami, USami, księgowymi i całą resztą ferajny w pełni czuję to, co się w tym rozdziale działo. I chyba powinnam zakończyć ten tydzień tak jak Lucjusz, tylko nie mam siły iść do monopolowego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Oleńska, jesteś absolutnie okropna. Przez Ciebie od kilku dni słucham w kółko The Brothers Bright. A wcześniej Delta Rae, swingu, "Missed Me" The Dresden Dolls (kiedy jeszcze wisiało pod "My Sister Keeper"). Te piosenki zupełnie nie chcą wyjść z głowy!

    Dobrze, a teraz trochę poważniej. O ile można mówić poważnie o historii, która tak do końca poważna nie jest ;) Muszę przyznać, że sam pomysł jest ciekawy i nawet nieco oryginalny podług innych ff, w których, jeśli już się wskrzesza się bohaterów (bo zwykle autorzy wolą udawać, że śmierci w ogóle nie było), to na zasadzie "cudownym sposobem uniknąłem śmierci, bo miałem asa w rękawie i przez lata się ukrywałem". Motyw z powrotem z martwych po latach spotkałam tylko raz (swoją drogą gorąco polecam serię "Ginny tam i z powrotem" Elleen, jeśli jeszcze tego nie czytałaś - osobiście nie przepadam za czasami Huncwotów i Huncwotami samymi w sobie, ale ta historia jest świetna) i dlatego mocno mnie on ciekawi. Oczywiście tam było trochę na poważnie, a Ty napisałaś to w ten cudownie niepoprawny sposób, który sprawia, że z niecierpliwością czeka się na kolejny rozdział.

    Poza tym - bohaterowie. Draco jest dokładnie taki, jak zawsze go widzę - dumny, pewny siebie, trochę niewłaściwy i nie na miejscu, świadomy swoich porażek i błędów przodków, ale ze wszystkich sił starający się udawać, że wszystko jest w porządku. No i, kurczę Draco-prawnik, mrau! No wiesz, uwielbiam go ;p Potter też Ci ładnie wyszedł, spokojny, wyważony, a jednak stanowczy i nieco bardziej ślizgoński niż w kanonie. Ale mam szczerą nadzieję, że nie jest w związku z moim Draconem! Naprawdę. Choć przeczytałam w życiu kilka Drarry, parę było nawet dobrych, jeśli nie świetnych, to mimo wszystko... Kurczę, kurczę, nie odbieraj mi Dracona! xD Podobała mi się też McGonagall, no i niedościgniona Sinistra. Nie no, mam słabość do tej kobiety od czasu pewnego fanfika. Morgano, naczytałam się różnych dziwnych rzeczy do tej pory...

    No i Sever. Sever jest... po prostu Severem. Może trochę mniej zimny (zwalam winę na portal, w końcu zostanie wessanym przezeń, a potem wyplutym w czas i miejsce, w którym wszyscy próbują Ci wmówić, że nie powinieneś chodzić, mówić i zgłaszać pretensji, nie mogło za pewne odbić się bez echa), ale zupełnie snape'owy. Zresztą - Dumbledore'a nie ma, Voldiego nie ma, wojna się skończyła, więc można chyba porzucić dawne zwyczaje, nie? ;p

    Okay, okay, już przestaję się zachwycać, słodzić i pieścić, żebyś nie dostała przesytu. Ale mam dziś dobry humor, no i muszę Ci wynagrodzić te wszystkie rozdziały, których nie skomentowałam (i wszystkie przyszłe, których nie skomentuję, bo systematyczności u mnie za grosz). Jak to mówią - nie ilość się liczy, lecz jakość ;)

    Ściskam gorąco,
    Bea

    PS Miałam być pierwsza... ale oczywiście nie wyszło. Aj, w zasadzie piszę ten komentarz od wczorajszego wieczora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 Dla takich komentarzy żyję!

      Dziękuję, dziękuję! Do nowego soundtracku też zachęcam ;)

      Ściskam,
      O.

      Usuń
    2. Ależ słucham. Ciekawska ze mnie bestia i zawsze klikam we wszystkie możliwe zakładki ;p

      Usuń
  3. Severus Snape nowym Jezusem magicznego świata!

    Ja tam się zgadzam. Na pewno potrafi przemienić wodę w coś ciekawsze niż wino... A już na pewno znacznie mocniejszego. Proponuję jednak, aby zamiast Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami czuwał nad nim jakiś Departament ds. Mrocznych Skurwysynów (mam nadzieję, że nie ma tu żadnego narzędzie cenzurującego) – zgłaszam się na ochotnika, aby objąć szefostwo. Posiadam doświadczenie w zarządzaniu zespołem i mogę podesłać CV do wglądu.

    Hi hi hi!

    A tak naprawdę to w tej wersji wolałabym się zaopiekować Draco. Wygląda, jakby tego potrzebowała. Bo mam złe przeczucia, że to on był tym Potterowym kochankiem. Biedactwo...

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, że ja dopiero teraz odkryłam, że piszesz nowe opowiadanie!

    Uwielbiam "Niedorzeczne Rozważania o Wężach i Miotłach", niedawno je odkryłam - pochłonęłam wszystko w dwie noce - i od tamtej cały czas czekałam na Twojego Severusa w nowej odsłonie :) Przyznaję szczerze, że Andromeda nigdy nie była moją ulubioną postacią z Harry'ego Pottera, toteż ciężko było mi się zabrać za lekturę Wielkiej Ucieczki, więc strasznie się ucieszyłam, że ruszyłaś z czymś nowym. Połączenie Snape'a, Hanny Abbott, powojennej rzeczywistości i paradoksów czasu brzmi tak bardzo super, że zaraz zabieram się za Rozdział pierwszy i pewnie będę czytać do wieczora. Przedtem chciałam jednak dać znać o swoim istnieniu, bo fajnie jest dostawać komentarze :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję, to takie miłe :3 Faktycznie, komentarze karmią wena. Mam nadzieję, że nowy twór się spodoba. Co do Snape'a, przemyciłam go nawet do Wielkiej ucieczki, w ostatnim rozdziale ;) Nie powstrzymałam się. Znajdziesz go właściwie w każdym moim fanfiku – jak się można domyślić, to moja absolutnie ulubiona postać.

      Pozdrawiam,
      O.

      Usuń