1.10.2016

V



Draco Malfoy zwyczajnie nie tolerował zakłócania porządku swojego osobistego wszechświata. Nic ani nikt nie było dopuszczane nawet o pół cala poza granicę profesjonalnego kontaktu, dzięki czemu jego ulubiona fasada nieczułego dupka mogła być z powodzeniem zachowana — przynajmniej do teraz. Gdy obudził się grubo po dziewiątej, w rozgrzebanej pościeli, niewyspany od stresu, spocony i nie do końca przytomny, przez ułamek sekundy pozostawał w błogiej nieświadomości. Miał nadzieję, że być może wczoraj zwyczajnie zbyt dużo wypił — ale zaraz potem wspomnienia z poprzedniego wieczora przyszły do niego falami: ojciec. Sever. I pieprzony Potter.
— Slytherinie… — Zwiesił nogi za materac ogromnego łóżka i z ulgą dotknął nimi zimnej podłogi. Kiedy już przetarł oczy i zdążył oprzytomnieć, nawet nie chciał wiedzieć, która godzina. Uznał, że najpierw prysznic. I kawa. A potem się zobaczy.
Tego dnia zdecydował się na grafitowy garnitur i czarny krawat, którego podwójny windsorski węzeł w wielkim pośpiechu udoskonalał jeszcze w hallu. Postanowił, że na wariackie papiery jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, a co innego aż iskrzyło normalnością, jeśli nie krawaty? Nie podda się tak łatwo. Chaos i Draco Malfoy zwyczajnie nie szli ze sobą w parze. Pójdzie do sądu, dopracuje ostatnią linię obrony swojej klientki, być może nawet zje lunch… Tak. Brzmiało rozsądnie.
— Dokąd to się wybieramy? — Za jego plecami kostki lodu brzęknęły o pustą szklankę, a on zamarł w pół kroku od wyjścia.
— Nie twój interes — odparł automatycznie, ściskając aktówkę w dłoni i czując, że ręce zaczynają mu się pocić bez żadnej wyraźnej przyczyny. Nie zdarzyło mu się to od czasów szkolnych. Na widok miny swojego syna, Lucjusz uśmiechnął się cynicznie pod nosem.
— Whisky się skończyła. — Zamachał szklanką tak energicznie, że jedna z kostek lodu upadła na podłogę i prześlizgnęła się po marmurowych płytach aż pod nogi Dracona.
Ten spojrzał na ojca z wyraźną niechęcią i otworzył zamaszyście drzwi.
— Moje kondolencje.
Przetransportował się do Londynu w nieprawdopodobnie podłym humorze. Jak na złość, Anglia wyjątkowo postanowiła przypomnieć sobie o wszystkich cechach charakterystycznych dla znienawidzonej przez Dracona pory roku. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a ruch powietrza pozostawał minimalny. Niezadowolony, a do tego mocno spocony, wszedł do biura marszowym krokiem, ledwo powstrzymując się od pootwierania zaklęciami wszystkich okien.
— Dzień dobry, panie Malfoy! — Zdecydowanie zbyt pogodna sekretarka wyciągnęła w jego stronę naręcze sowiej poczty, dwa wezwania do sądu i cztery wyjce. 
— Felicia-… — zaczął zmęczonym głosem, przyjmując wszystkie „podarki” ze zrezygnowaniem. 
— Powinien się pan pospieszyć z tymi czerwonymi skurczybykami, zaczynają drżeć. — Kobieta niewzruszenie zabrała mu aktówkę z dłoni i zastąpiła ją kubkiem kawy.
— Felicia…
— Dziś rano pani Jordan-Norton-Winston fiukała już dwa razy-…
— Doprawy? Zdecydowała się w końcu na jedno nazwisko?
Czarownica zgromiła go wzrokiem i kontynuowała niewzruszenie:
— Radziłabym zająć się nią od razu. Pisał też-…
— Felicia, nie.
— Ale-…
— Nie mam teraz na to czasu.
— Panie Malfoy!
— Jest jeszcze za wcześnie!
Spojrzała na niego z oburzeniem i machnięciem różdżki otworzyła na oścież przeszklone drzwi do jego gabinetu, w którym wisiał ogromny, magiczny zegar z czterema wskazówkami i konstelacjami, przesuwającymi się po tarczy w zawrotnym tempie.
— Jest dziesiąta — poinformowała go matczynym tonem. — Od pół godziny powinien pan być w sądzie.
Tym samym więcej niż bardzo cierpliwa sekretarka, zatrudniona jako czternasta z rzędu, została porzucona z naręczem dokumentów, kawą, płaszczem i stosikiem wyjców, które po aportacji Malfoya zaczęły się uaktywniać jeden po drugim.

***

Sprawy, którymi zajmował się Draco, rzadko trafiały do sądów najwyższej instancji, a o Wizengamocie już w ogóle mógł sobie tylko pomarzyć. Według niego największą zbrodnią do jakiej dochodziło podczas rozpraw, w których uczestniczył, był fakt, że nikt nigdy nie dawał mu skończyć przemowy. Jasne, zazwyczaj wygrywał, miał za co żyć i za co jeść, ale jednocześnie nie mógł się pozbyć irytującego wrażenia, że przecież chyba nie tylko o to w życiu chodziło.
— … i, jak już wspominałem, oskarżona to nie tylko wzorowa obywatelka, ale też matka trójki wspaniałych dzieci, których edukacja-…
— Dobrze już dobrze, mecenasie. — Sędzia, ubrany w przepisową karminową szatę, stuknął młotkiem w pulpit katedry i machnął ręką w stronę klientki Dracona. — Oskarżona jest wolna! Co tam dalej mamy, Freddie? — Schylił się w stronę protokolanta, który machnięciem różdżki przywołał do siebie kolejny stosik folderów. 
— Ale… — Malfoy wyglądał jakby przypadkiem połknął muchę. — Wysoki sądzie, ich edukacja to nadrzędna-…! — próbował jeszcze, ale zaraz został pociągnięty do wyjścia przez swoją klientkę, która chciała się wydostać z sali rozpraw jak najszybciej. Złapał się drewnianej ławki i wyszarpnął rękaw z jej palców.
— Puszczaj, kobieto! — syknął.
— Panie Malfoy. — Sędzia wychylił się zza pulpitu, czego nie zwykł robić, i zsunął dalej na nos swoje okrągłe okulary, świdrując adwokata surowym spojrzeniem. — Wygrał pan sprawę.
— Wysoki sądzie-… 
— … i radzę się stąd zabierać, zanim zmienię zdanie. Następny! — Stuknął młotkiem ponownie, tym razem dużo głośniej.
Draco wyglądał, jakby bardzo chciał coś jeszcze dodać, ale w końcu posłusznie pozbierał swoje papiery. Przy wyjściu z sądu zapalił papierosa, tylko jednym uchem słuchając podziękowań klientki, której właśnie wywalczył niemałe alimenty. Salazarze, nie po to  przecież poszedł na studia! Chciał od życia czegoś więcej, żądał prestiżu! Rozgłosu! Rzucił na chodnik wypalony tylko do połowy niedopałek i bez pożegnania aportował się do gabinetu, gdzie ledwo zdążył się otrząsnąć po teleportacji, a zaaferowana Felicia już poderwała się zza biurka i zaatakowała go popołudniowym wydaniem Proroka Codziennego.
— Czytaj! — Nieomal wsadziła jego twarz w gazetę, czego zirytowany Draco nie przyjął zbyt przychylnie.
— Cholera jasna! Bo zatrudnię nową sekretarkę!
— Asystentkę — poprawiła go ostro. — I nie łudź się, że znajdziesz chętnych. Czytaj!


Do niedawna uznany za zmarłego były Śmierciożerca, znany podwójny szpieg i człowiek, którego dobrego imienia wielokrotnie bronił sam Harry Potter, postanowił wyjść z ukrycia. Jak donosi nasze anonimowe źródło, wczoraj w nocy Severus Snape osobiście zarejestrował się w Departamencie Magicznej Migracji i Pozaziemskich Przesiedleń jako nieumarły.

Nasuwa się pytanie: czy to dlatego przez niemal dekadę pozostawał w ukryciu? Czy Chłopiec Który Przeżył pomógł mu usunąć się w cień? I jeżeli tak, co jeszcze ukrywa nowy Szef Biura Aurorów? Więcej na stronie 36.


Draco zmiął gazetę w rękach i wziął głęboki, niespokojny oddech. Felicia z pełną powagą podała mu jeszcze dwie gazety, obydwie tanie szmatławce z horoskopami i fałszywymi historiami o duchach.
— Są o nim obszerne artykuły jeszcze w tych dwóch. 
— Kurwa!
— W rzeczy samej. 
— Pieprzona Skeeter! — prychnął i rozwichrzył obiema dłońmi starannie zaczesane włosy.
— Mów co chcesz, w porównaniu do matki wypada całkiem nieźle…
Draco już jej nie słuchał. Był za bardzo zajęty ogarnianiem kryzysu. Rzucił Proroka na podłogę i wparował do gabinetu, a Felicia podążyła za nim, machając w powietrzu jeszcze jednym piśmidłem.
— Jedna z nich podaje jego byłą uczennicę jako źródło i razem snują obszerną teorię, że Snape od lat był wampirem!
Draco warknął pod nosem i rzucił marynarkę na oparcie krzesła, po czym poluzował krawat i rozejrzał się za puszką po kawie, w której trzymał proszek Fiuu.
— Za chwilę cała Anglia się o nim dowie! — warknął, stukając szufladami biurka.
— Co masz na myśli dowie?!
Rzucił jej znaczące spojrzenie.
— O Merlinie… Więc to wszystko prawda? — Wpatrzyła się w walające się po podłodze gazety, jak gdyby dopiero teraz je zauważyła. — Draco?
— Nie teraz! — westchnął ze zmęczeniem. — Gdzie ta puszka?
— Draco!
— Powiedziałem nie teraz!
— W porządku. — Machnęła ręką i odwróciła się na pięcie. — Jak chcesz. Ale w końcu będziesz musiał zacząć gadać! Kto wie czy aurorzy nie zaczną nas przesłuchiwać? Najpierw pytają o życie pozagrobowe Snape’a, a potem-…!
— Podejrzewają, że wstał z martwych?!
Felicia obróciła się gwałtownie z powrotem, gdy zorientowała się, że Draco brzmiał bardziej jakby ktoś wyjawił głęboko skrywany sekret, niż powiedział coś absolutnie niedorzecznego.
Milczał chwilę, ale zaraz otrząsnął się z letargu, gdy znalazł to czego szukał. Wrzucił do kominka sporą garść zielonego proszku. Płomienie zabuzowały i rozjarzyły się jaskrawym, magicznym blaskiem.
— Draco?
— Później.
— Jakie później! Wracaj tu! — Próbowała podbiec do kominka, ale Draco zdążył się wymknąć.
Gdy nieomal upadł twarzą na sam środek dywanu w salonie w Malfoy Manor, siedzący w fotelu Lucjusz nawet nie mrugnął. Wpatrywał się zamiast tego we wpadające przez okno promienie słoneczne i zdawał się być nieobecny duchem. Sądząc po tym, że w jeden dzień udało mu się opróżnić pół zawartości własnego sekretnego barku, Draco szczerze wierzył, że mógł nie kontaktować ze światem zewnętrznym.
— Gdzie jest Snape? — wysyczał, podnosząc się do pionu i jeszcze nie mogąc dojść do siebie po takiej dawce intensywnej teleportacji. 
Lucjusz milczał przez chwilę, aż w końcu wymamrotał:
— Co zrobiłeś z oranżerią twojej matki?
— Nic. — Otrzepał spodnie i podszedł do ojca, by wyszarpnąć mu pustą szklankę z dłoni. Postawił ją z hukiem na samym szczycie gabloty z rodową porcelaną. — Jest taka jak była.
— Jest martwa! — oburzył się Malfoy senior, odwracając do syna, ale wciąż szukając punktu zaczepienia całkowicie niewidzącym wzrokiem.
— Tak. — Silił się na spokój. — Od dawna. A teraz gadaj gdzie jest Snape!
— Nie wiem jak mogłeś pozwolić jej uschnąć. — Lucjusz wpatrzył się z powrotem w okno. — Kochała te kwiaty. 
Draco powoli zacisnął pięści, czując jak traci cierpliwość.
— Opanujżesz się, człowieku! — warknął. — Moja matka nigdy niczego nie kochała!
Nieomal wybiegł z pokoju i przez dobrych parę minut nawoływał Snape’a po całym domu, zanim zorientował się, że byli w nim z ojcem całkowicie sami. Przeklinając na całe gardło wrócił na dół, myśląc intensywnie, gdzie też Snape mógł się podziewać. Niestety posiadał dość ograniczoną wiedzę na temat własnego ojca chrzestnego i właściwie poza Hogwartem nie przychodziło mu do głowy żadne inne miejsce, w którym mistrz eliksirów mógłby się chować. No, może z jednym małym wyjątkiem…

***

Gdy tego dnia Draco teleportował się już po raz nie wiadomo który, zorientował się, że chyba zaczyna mu być słabo. Na palcach jednej ręki mógł policzyć momenty, gdy faktycznie stracił przytomność, a teraz nie był pewien, czy oto właśnie nie naszedł kolejny z nich. Grunt, że chyba był na właściwym tropie, bo w oddali zamajaczyła mu znajoma, przygarbiona sylwetka. W duchu pogratulował sobie dobrej pamięci i logicznego myślenia. Być może nigdy Snape’a uważnie nie słuchał, ale wrodzona zdolność oceny charakterów pozwoliła wysnuć wniosek, że istniały właściwie tylko dwa miejsca, z którymi kiedykolwiek związał się emocjonalnie. Sądząc po tym, jak zimny i nieczuły charakter jego ojciec chrzestny posiadał, Draco był zdumiony, że tym drugim było akurat to. Widocznie jednak Sever miał swoje powody.
— Spinner’s End? Naprawdę?
Snape spojrzał na chrześniaka z góry i rzucił w mokrą trawę dopalającego się jeszcze papierosa. Nawet nie skomentował jakkolwiek faktu jego obecności, co Draco uznał za cichy komplement pod adresem jego zdolności dedukcji.
Snape nadal się nie odzywał, a Malfoy zaczynał marznąć. Wsunął ręce w kieszenie spodni. W przeciwieństwie do Londynu panował tu przenikliwy chłód. Stali na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na otaczające Cokeworth mokradła i brunatne, zaniedbane wrzosowiska. Za ich plecami senne uliczki przepełnionego smogiem miasta tonęły w lepkiej, dusznej i nieprzeniknionej mgle, a ogromny komin od dawna nieużywanej fabryki górował nad domami niczym ponure fatum. Szarawą cegłę opuszczonych budynków porastał teraz brud i wilgotny mech. Wszędzie panował słodkawy, stęchły odór śmieci i czegoś technicznego, co prawdopodobnie miało swoją genezę w ruinach opuszczonych zakładów pracy. Od pokrytego nieczystościami brzegu błotnistej rzeki, która przecinała Cokeworth dokładnie w połowie, dochodził leniwy, przytłumiony plusk. Malfoy aż się wzdrygnął na samą myśl, że mógłby dorastać w miejscu takim jak to. Nic dziwnego, że Sever był nieodwracalnie skrzywiony.
Jedynym plusem ich obecnej lokalizacji był fakt, że w Cokeworth już od dawna nic nikogo nie mogło zaskoczyć, więc widokiem dwóch byłych Śmierciożerców mógłby się co najwyżej nacieszyć jakiś bezdomny menel. 
— Przypuszczam, że powinienem był lepiej zadbać o swój testament — mruknął w końcu Severus, splatając ręce na torsie i patrząc z nieodgadnionym wyrazem twarzy na podupadającą konstrukcję Spinner’s End, której spora część wyglądała, jakby przeszedł przez nią huragan, a zaraz potem Szatańska Pożoga. 
— Chyba sobie kpisz! Jak znam życie to wysypisko śmieci pewnie dostałoby się mnie — odparł Draco z pretensją, po czym obszukał się na okoliczność papierosów, ale po chwili przypomniał sobie, że zostawił papierośnicę w kieszeni płaszcza. Do licha, żeby wypadać w takim pośpiechu! Nie powinien był dawać zastraszać się w ten sposób własnej asystentce… Sekretarce!
Severus nie skomentował nawet tej jawnej impertynencji i z wielką łaską zaproponował chrześniakowi papierosa ze swojej wymiętej paczki Silk Cutów. Draco nie próbował nawet dociekać, skąd też stary drań mógł ją wytrzasnąć. Z tego co wiedział, Snape nie posiadał przecież ani różdżki, ani pieniędzy. 
— Wiesz… Potter przyszedł do mnie zaraz na początku, kiedy dopiero co otworzyłem biuro. — Zaciągnął się głęboko i starał nie drżeć z zimna. — Próbował mnie zatrudnić do szukania twoich spadkobierców. 
Snape spojrzał na niego z lekkim powątpiewaniem, zupełnie jakby podejrzewał zaćmienie umysłowe.
— No, no! Tylko bez takich — burknął Draco, odgadując zaraz jego zamiary. — Doskonale wiedział, że żadnych nie było. Nie wiem czemu nagle zapałał taką obsesją na twoim punkcie, ale chyba bardzo się starał naprawić przeszłość.
Mistrz eliksirów wtrącił zaraz zimno:
— Po co mi o tym mówisz?
Malfoy przewrócił oczami i szturchnął go w bok. Snape nawet się nie poruszył i nadal stał sztywno wyprostowany w tym samym miejscu.
— Bo jako jedyny człowiek na tym żałosnym świecie dostałeś prawdziwą drugą szansę, Sever. Nie spierdol tego.
„Sever“ pokręcił tylko głową i zaczął iść w dół zbocza, w kierunku rozwalającego się domu. Rosnące nieopodal wielkie drzewo o rozłożystych konarach i zapadniętym pniu było chyba jedynym, co tak naprawdę stanowiło namacalny fragment jego przeszłości — chyba już tylko na tym Potter nie mógł położyć swoich sentymentalnych gryfońskich łap.
— Aha, i jeszcze! — zawołał za nim Draco. — Żeby nie było za różowo: jesteś sławny!
Mistrz eliksirów zmrużył oczy i zatrzymał się w pół kroku, obracając na śliskiej trawie tak zamaszyście, że niemal się przewrócił. Niestety nadal miał na sobie pożyczone od chrześniaka spodnie i koszulę, więc brak szaty, którą mógłby złowieszczo powiewać odczuwał dość boleśnie. Jako rekompensatę wbił w Dracona wściekłe spojrzenie, a on wyrzucił z pełną nonszalancją niedopałek do błotnistej kałuży i dogonił go spokojnym truchcikiem.
— Trzeba było się nie pokazywać światu na oczy, Sever. Dzięki Skeeter jesteś już na każdej okładce, ba!, Twoje medium i Świat pozagrobowy i ty chcą przeprowadzać z tobą wywiady.
— Skeeter? — zmarszczył swój niebywałych rozmiarów nos z pełnym obrzydzeniem. — To ta krowa jeszcze coś pisuje?
— Jej córka — wyjaśnił Draco. — Niemniej zawzięta niż mamusia, chociaż zdecydowanie lepsza dziennikarka, to jej muszę przyznać.
Severus nie wyglądał jakby był skłonny uwierzyć. Zerknął ostatni raz w stronę Spinner’s End, a potem westchnął ciężko, niczym człowiek bardzo zmęczony życiem po życiu. Blondyn zacmokał z dezaprobatą i poklepał go po ramieniu. 
— Teraz już nawet nie masz jak się schować. Trzeba było mnie słuchać.
Snape zgrzytnął zębami, krzywiąc się sardonicznie.
— Wybacz, ale ostatnim razem słuchanie cudzych rozkazów skończyło się dla mnie nader tragicznie.
Draco podparł się pod boki.
— Tak, moje gratulacje, Sever, dalej bądź uparty! Za to teraz, zamiast Voldemorta, twoim tropem podążają wariatki piszące horoskopy, fałszywe media spirytystyczne… Tak, tak! Nie rób na mnie takich oczu! A zaraz za nimi chcą się do ciebie dobrać Zarząd Kontroli Pozaczarodziejskich Bytów i Stworzeń i Miriam Skeeter! Awansowałeś, nie ma co.
Miriam? — Brwi Snape’a podjechały tak wysoko, że zniknęły pod opadającymi na czoło strąkami niedomytych włosów.
Czego chcesz? Porządne żydowskie imię. Gdyby jej mamusia przestała się tak zawzięcie farbować na tą żałosną platynę, być może dostrzegłbyś podobieństwo i-… Sever, czego rżysz?
Ten właśnie moment Severus wybrał sobie, by parsknąć bezczelnym, gromkim śmiechem. Śmiał się głośno i tak długo, że Draco aż się cofnął, stojąc teraz przed nim w absolutnym stuporze i podejrzewając udar — u niego albo u siebie, kwestia dogadania.
— Do ciężkiej cholery, czy dane mi dziś będzie skończyć myśl! — Potrząsnął Snape’a za ramię. — Sever! Opanuj się!
Chyba jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Doprawdy, śmiejący się mistrz eliksirów to fenomen pogodowy, którego miał nadzieję nigdy nie oglądać. Kiedy Snape w końcu złapał oddech, pokręcił tylko głową i otarł łzy z kącików podkrążonych i zmęczonych oczu.
— Sever?
— To po prostu… To po prostu jest za głupie! — Zachichotał jeszcze, na co Malfoy zacisnął usta i skrzywił się z głębokim niesmakiem, gdyż nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, by mistrz eliksirów mógł jakkolwiek, kiedykolwiek robić coś podobnego. 
— Przepraszam?
— Czy ty słyszysz sam siebie? — Jęknął, nadal rozbawiony. — Media? Horoskopy? Jaka druga szansa? Slytherinie, moje życie to przecież niekończący się debilizm!
— Cieszę się, że tak na to patrzysz, bo w takim układzie to, co powiem teraz powinno wprawić cię w prawdziwą euforię…

***

Profesor McGonagall stopniowo czuła, jak osuwa się w objęcia szaleństwa i zaczyna dryfować w oparach absurdu. Dwa dni temu w ścianie w lochach otworzył się portal. Mało tego, przeszedł przez niego jeden człowiek, który wbrew wszelkim namacalnym dowodom zginął, pozostawał nieżywy przez niemal dekadę, logicznie rzecz ujmując zwyczajnie nadal musiał być martwy… tyle tylko, że wybitnie nie był. Chodził jak Snape, mówił jak on i nawet posiadał całą jego życiową wiedzę. Jedyne czego najwidoczniej nie miał, to dość rozumu, by siedzieć cicho i nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi!
Teraz przez niego Minerwa miała na swoich rękach tak wielki bajzel, że nawet nie wiedziała, za który problem wziąć się najpierw. A jakby tego jeszcze było mało, wszystko wskazywało na to, że jedyną osobą, która faktycznie mogła pomóc w zamknięciu tego piekielnego portalu… Zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu.
— Podobno Irytek widział ją w lochach, a przynajmniej tak twierdzi Sir Nicholas. — Spojrzała z niechęcią na filiżankę zimnej już herbaty. — Aż strach pomyśleć… Albusie, myślisz, że portal mógł ją wciągnąć?
— Moja droga, portale nie zwykły nikogo ot tak wsysać.
Ale gdyby…?
— To nikt nie mógłby złamać twoich zaklęć ochronnych.
— Ona by mogła. 
— Ale po co miałaby to robić?
Portret Albusa Dumbledore’a spojrzał na nią znacząco. Tymczasem Phineas Nigellus Black poruszył się niespokojnie w swojej ramie, pogrążając się na moment w mało charakterystycznym dla siebie milczeniu. Minerwa była zdumiona, że jeszcze nie włączył się w dyskusję.
— Nie jestem w stanie zamknąć go bez niej, Albusie. — Załamała ręce. — Zwyczajnie nie jestem. To nie żadna fałszywa skromność, to po prostu fakty. Nikt oprócz niej nie posiadał takiej wiedzy o strukturze magii. Nie zatrudnię nikogo innego, bo nie mogę przecież nikomu powiedzieć, że w Hogwarcie otworzył się nagle międzygwiezdny portal! Rodzice wycofają uczniów ze szkoły, to będzie koniec wszystkiego, co przez ostatnie dziesięć lat udało nam się odbudować!
Dumbledore nadal unikał odpowiedzi, za to ten moment właśnie wybrał portret Briana Gagwilde’a, by przerwać od dziesięcioleci rozgrywaną z profesorem Aragonem partię szachów:
— Moja droga Minerwo, zdajesz się zapominać, że oprócz Septimy istnieje przecież jeszcze jeden czarodziej o zdolnościach dalece przewyższających wielu innych współczesnych magów. Mało tego, teraz masz do niego, że tak to ujmę, wolny dostęp.
Obecna dyrektorka spojrzała na Krukona z niejaką niechęcią, a jej wzrok podążył do pustej ramy, w której do niedawna jeszcze znajdowała się ponura sylwetka jej poprzenika. 
— Doprawdy! To chyba jakaś zbiorowa halucynacja. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego wszyscy nagle zapałaliście do niego taką sympatią.


15 komentarzy:

  1. TEN PROMOTIONS FOR FELICIA.
    Draaaco <3
    Rzeczywiście rozdział pisany jak dla mnie. Profesjonalny Draco jest taki fajny, taki przedsiębiorczy, a z Felicią taki osbornowy. Rozwala mnie też Lucjusz - absolutny mistrz drugiego planu. W następnym odcinku Draco będzie uciekał przed seryjnym mordercą, a Lu będzie stał w kuchni i sentymentalnie lamentował, że na jego ślubnej zastawie zostały zacieki z herbaty. <3 My body is ready. O, wreszcie ktoś zauważył brak tej babeczki od numerologii. Ile rozdziałów im to zajęło? xD Dzięki Merlinowi za Minerwę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oja, chyba nie skomentowałam poprzedniego. I tego poprzedniejszego też. Wstyd mi, naprawdę.

    Życie Severa to debilizm, hę? <3 Brzmi cudownie, w ogóle ta scena jest świetna, chociaż chyba przestraszyłabym się na widok śmiejącego się Snape'a (nawet na śmiejącego się Rickmana przestałam patrzeć, bo to przerażające). Nawet nie chyba, tylko na pewno. Ale i tak, jego życie to debilizm. Jakie to jest prawdziwe. No bo przecież zmartwychwstanie to debilizm. <3

    I, jej, czy Sever zostanie w teraźniejszości? Bo na to mi wygląda, skoro chcą zamykać. Wydaje mi się, że zamykanie Vector w takim portalu może być dla niej trochę, no nie wiem, niebezpieczne.

    No i Draco. Draco jest przecudowny, dzięki tobie zaczęłam go lubić. Tak biega, nie wie co robić i to nawet całkiem słodkie, jak na niego. I oczywiście uroku dodaje mu fakt, że jest prawnikiem i oczekuje od życia czegoś więcej, niż takich spraw. Rozumiem.

    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zamykać portal, zjadłam słowo

      Usuń
    2. <3 Zawsze mi miło, gdy wpadasz z wizytą!

      Myślałam, czy by go nie wepchnąć do portalu z powrotem, ale sama rozumiesz, że teraz gdy Septima postanowiła zostać Doktorem Who, istnieje pewien konflikt interesów… Zobaczymy ;)

      Draco w ogóle jest słodki, ja nie wiem czego ludzie od niego chcą, hehe.

      Ściskam!
      O.

      Usuń
    3. Muszę naspamić, bo jak widzę Doktora, to mi jakoś tak potrzeba konwersacji ściska duszę. I przepraszam, ale mam po prostu ogromną potrzebę powiedzenia, że Snape byłby beznadziejnym Doktorem. Budziłby większą grozę, niż Dalekowie, a tak nie powinno być, bo jak wiadomo solniczki są przerażające.

      Usuń
    4. A teraz ten doktor nowy nie jest przypadkiem jakiś taki mroczny? Nie wiem, bo przestałam oglądać jak Tennant się zmienił, bo w sumie dla niego to oglądałam.

      DALEKS ARE SUPREME!

      Usuń
    5. Zeżarło mi piękny, długaśny komentarz.

      Niby jest, ale jednak towarzyszy mu taka badassowość i charakterystyczne dla Doktora nieogarnięcie. Poza tym w pierwszym swoim sezonie był okropnie niekonsekwentnie pisany, dopiero w drugim rozkręciła się zarówno postać, jak i aktor, więc po jednym sezonie kompletnej porażki i drugim spędzonym na prostowaniu wszystkich źle poprowadzonych wątków, nie wiem co o nim myśleć. Niby badass, a jednak ma coś z tego Dziesiątego i Dziewiątego. Trzeba obejrzeć, bo nie bardzo wiem jak to napisać.

      I przyszło mi na myśl, że skoro Vector ma fuchę Doktora, to Snape może zostać Mistrzem (chyba tak jest po polsku?), nadaje się idealnie. Missy nawet ma pasujące do jego szat sukienki, mniej więcej ta sama epoka chyba. Więc w razie czego, zawsze może być tym złym i obłąkanym, będzie w sam raz. <3

      Aha, no i zachęcam, żebyś jednak obejrzała, bo chociaż Tennanta nic i nikt nie zastąpi, tak samo jak Dziesiątego, to kolejni Doktorowie też są sympatyczni (chociaż przyznam, że 11 momentami okropnie mnie irytował, ale jestem w stanie to wybaczyć, bo po tym, jak Davies odszedł, zamykając wszystkie wątki, trudno było tak prowadzić postać, żeby była ciągle milutka i fajniutka).

      Dobra, już kończę, bo zaczynam wpadać w trans ,,DOKTORDOKTORDOKTORDOKTOR", nie powinnam się tak rozpisywać. ;)

      Usuń
    6. Zawsze możesz się do mnie rozpisywać na fejsie jeśli chcesz ;) facebook.com/axel.treviss

      Mnie Smith strasznie wkurwiał, obejrzałam z nim 3 odcinki i dałam sobie spokój. TennantTennantTennant! Dlatego oglądam w kółko Jessica Jones i Broadchurch <3

      Usuń
    7. Napisałam. Nie wiem, czy do dobrej osoby, ale napisałam. :P

      Usuń
    8. Po Tennancie nie da się oglądać. Nowy Doktor faktycznie Severusowaty, ale dostał taką wkurwiającą laskę, że można tylko rzucać przedmiotami w ekran. Wrr!

      Usuń
    9. A się wepchnę do dyskusji ;) Dziesiąty był najwspanialszym, najcudowniejszym najbardziej doktorowatym ze wszystkich Doktorów (przynajmniej w New Doctor Who, bo stare odcinki tylko liznęłam). Jedenasty do pięt mu nie dorasta, ale to nic w porównaniu z tym, co zrobili z Dwunastym. Może i miał potencjał, ale takiego nagromadzenia grozy, nostalgii i mroczności to ja w Doktorze dłużej nie przeżyję. Oglądałam nowe odcinki wyłącznie z przyzwyczajenia, a za ostatni sezon to dłuuuugo nie mogłam się zabrać. Tennant wróć!

      Usuń
  3. Oj, naprawdę szkoda mi Draco. Wygląda, jakby dorosłe życie mocno go przerosło. I ta desperacja, z którą chciał dokończyć mowę... Biedny, biedny panicz Malfoy.

    Przez chwilę poczułam dreszcz grozy, że przypadkiem stworzyłaś Severowi jakichś spadkobierców. Po pewnej sztuce jestem nieco przewrażliwiona na punkcie dzieci z kapelusza. Niech Cię kopyto Szatana broni . Dzieci Voldemorta wystarczą aż nadto!

    Jest też pewien fragment, który z oczywistych powodów omal mnie nie zabił:
    "Draco zmiął gazetę w rękach i wziął głęboki, niespokojny oddech. Felicia z pełną powagą podała mu jeszcze dwie gazety, obydwie tanie szmatławce z horoskopami i fałszywymi historiami o duchach".

    Albo:
    „— Trzeba było się nie pokazywać światu na oczy, Sever. Dzięki Skeeter jesteś już na każdej okładce, ba!, Twoje medium i Świat pozagrobowy i ty chcą przeprowadzać z tobą wywiady.
    — Skeeter? — zmarszczył swój niebywałych rozmiarów nos z pełnym obrzydzeniem. — To ta krowa jeszcze coś pisuje?
    — Jej córka — wyjaśnił Draco. — Niemniej zawzięta niż mamusia, chociaż zdecydowanie lepsza dziennikarka, to jej muszę przyznać”.

    No i...
    „— Tak, moje gratulacje, Sever, dalej bądź uparty! Za to teraz, zamiast Voldemorta, twoim tropem podążają wariatki piszące horoskopy, fałszywe media spirytystyczne… Tak, tak! Nie rób na mnie takich oczu! A zaraz za nimi chcą się do ciebie dobrać Zarząd Kontroli Pozaczarodziejskich Bytów i Stworzeń i Miriam Skeeter! Awansowałeś, nie ma co:.

    Mogłabym być nową Skeeter!
    Czułam się dziś okropnie, mam kaca i potrzebowałam pocieszenia. Nie zawiodłam się <3

    Ukłony,
    Szalona

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco! <3 Koffam go miłością wielką i niepojętą, a w Twoim wydaniu wpisuje się on idealnie w moje mokre sny i fantazje (brakuje tylko Corny, ale wybaczam, w końcu to mój nie do końca normalny wymysł) ;p

    Jako że czasu mam niewiele, a na dodatek zalaną klawiaturę, która utrudnia pracę (drogie dzieci, nie pijcie herbaty przy oglądaniu filmów), napiszę tylko, że zabiłaś mnie tym rozdziałem. Severa w nim wprawdzie niewiele, przynajmniej cieleśnie, ale za to było duuuużo Dracona, więc można Ci wybaczyć. I ja nie jestem w stanie pojąć, dlaczego McGonagall uważa, że sympatia do Severa jest nieteges. Nooo prooooszę... ;p

    Pozdrowienia z końca świata,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 Jestem dziś tak niesamowicie dowartościowana wszystkimi Waszymi komentarzami!

      …co to Corny? (Nie twierdzę, że coś z tym zrobię, ale jako naczelna fangirl mogę się przekonać do dziwnych OTP)

      Omg doceniam poświęcenie! I nie martw się, już niedługo droga Minerwa zobaczy, że bez Severa w życiu ani rusz ;) Osobiście wyznaję tę zasadę nader gorliwie.

      <3 ściskam!
      O.

      Usuń
    2. Cors to mój prywatny AC. No wiesz, każdy potrzebuje się trochę dowartościować ;p

      Usuń